Forum www.poezjaliryczna.fora.pl Strona Główna www.poezjaliryczna.fora.pl
Portal poezji lirycznej
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zołza nad zołzami

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.poezjaliryczna.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 15:00, 21 Paź 2009    Temat postu: Zołza nad zołzami

- Matko! Czy Ta kawa była parzona przed chwilą, czy miesiąc temu?!- Krzyk Pani Watenberg rozbiegł się z prędkością światła po 10 pokojowym domu- Francesca! Możesz tu przyjść na chwilę?!
Gosposia wyglądająca na młodą dziewczynę, biegła już z parteru, w granatowym uniformie, przewiązana w pasie śnieżnobiałym fartuchem. Dobiegając do ogromnych, dwuskrzydłowych drzwi, wzięła głęboki oddech:
- Tak, Pani Watenberg?
Nieśmiałość dziewczyny tylko rozjuszyła Sofie:
- Kim ja jestem?
Francesca dyskretnie wytarła o fartuszek spocone z nerwów ręce, wiedziała, że to słynne w tym domu pytanie, nie zwiastuje niczego dobrego. Pani Watenberg żyła w świadomości swojej chwały i nikt nie musiał jej tego uświadamiać, więc skoro pytała i do tego pytała o to zwykłą gosposię, szykowała się burza. Francesca przysunęła się o kilka kroków do drewnianego łoża, na którym siedziała Sofia:
- Jest Pani asystentką prezydenta…
- I?!
- Właścicielką sieci hotelów w całej Ameryce.
- I?!
- Już nie mam pomysłów Pani Watenberg, naprawdę. Jest Pani bardzo wpływową osobą…
-To już wiemy głupia dziewczyno. Jestem bądź, co bądź twoją pracodawczynią- tutaj Sofia ironicznie się zaśmiała.- Choć to może za duże słowo, jak na funkcje, którą pełnisz.
Francesca ze smutkiem wlepiła oczy w wizerunek swojej szefowej. Kiedy pierwszy raz o niej usłyszała, myślała, że to stara, zrzędliwa kobieta. Okazało się jednak, że Sofia to młoda, długonoga piękność, która swoją śnieżnobiałą cerą i marchwiowymi włosami upiększa obraz amerykańskiego prezydenta. Jej wygląd w ogóle nie pasował do cynizmu i wywyższania się, które sobą reprezentowała.
- Coś jeszcze mogę dla Pani zrobić, Pani Watenberg?
- Owszem, wypij to- Sofia wyciągnęła do niej porcelanową filiżankę z kawą, która tak zepsuła jej dzień od samego rana.
Francesca nieśmiało sięgnęła po filiżankę i upiła łyk. W jej podniebieniu rozpłynął się smak, którego do tej pory nigdy nie poznała. W Nowym Yorku na Bronxie, o takiej kawie nikt nigdy nawet nie słyszał, dlatego przyjechała do pracy w Waszyngtonie. Nie wiedziała, co ma powiedzieć, miała nadzieję, że jej wyraz twarzy odda rozkosz, jaką sprawiła jej ta kawa, którą bądź, co bądź sama parzyła 15 minut temu.
- I co?
- O co Pani pyta, Pani Watenberg?
- O to, jak smakuję Ci ta kawa?
- Jest niesamowita.
Sofia dystyngowanie opuściła nogi na perski dywan i założyła szlafrok:
- Dlatego właśnie już u mnie nie pracujesz.
-Jak to?!
- Ano tak to, smakuję Ci kawa, która dla mnie ma smak, jakby była parzona miesiąc temu- Sofia wzięła przygotowany na krześle ręcznik i skierowała się w kierunku łazienki- Nie martw się. Dopij sobie to PRZEPYSZNĄ kawę i wracaj na swój Bronx. Masz godzinę, jak skończę kąpiel, ma Cię już tutaj nie być.
Dziewczyna nie wierzyła w to, co słyszała. Świat zawirował jej w głowie. Odwróciła się z płaczem i wybiegła.
-Głupia dziewczyna- Sofia mówiła sama do siebie, biorąc prysznic.
Po godzinie na parterze, jak co rano, był istny chaos. Wszystkie pokojówki i kamerdynerzy ustawiali się w rzędzie przy frontowych drzwiach, szofer czekał już przy samochodzie. Sofia w swojej „małej czarnej” zbiegała po schodach. Była znana z innego ubioru niż inni pracownicy prezydenta.
Spojrzała tylko przelotnie na poustawianą, jak posągi służbę i uśmiechnęła się sama do siebie.
Jadąc granatowym mercedesem E klasy 2010, dawała jasno odczuć ludziom na Pensylvania Avenue NW, do jakiego miejsca jedzie. Zatrzymując się przed numerem 1600, była już oczekiwana przez ochroniarzy prezydenta.
Wchodząc specjalnym wejściem, już drugi rok, prowadzona, jak osoba równie ważna, co prezydent, czuła się wyjątkowa. Wiedziała, że kiedyś wyrwie się z Nowojorskiego Bronxu i będzie kimś. Nie chciała mieć z tym miejscem nic wspólnego. Jej rodzice nie żyją, rodzeństwa nie ma, musi sobie radzić sama. No i jakoś jej to idzie. W jej oczach pojawił się błysk dumy. Nie miała wyrzutów, jak potraktowała młodą gosposie. Dała jej szanse, ale tamta jej nie wykorzystała. Żyła w przeświadczeniu, że nie będzie nikogo uszczęśliwiała na siłę. Ona sama sobie radziła, sama skończyła prawo, zarabiając pieniądze, jako kelnerka w przydrożnych barach. Ale teraz jest kimś, nikt nie mówi już jej, co ma robić. Jest szanowaną prawniczką, asystentką prezydenta, pławi się w luksusach.
Jej intuicja nie podpowiadała jej, że wydarzy się coś złego. Wyprostowana w sukience od Channel i butach Prady, z wyższością weszła do swojego biura. Miała dzisiaj dużo roboty: sprawdzić, jakie stacje telewizyjne będą na konferencji prasowej prezydenta, co do jego planów wobec waszyngtońskich domów dziecka i zorganizowania im Dnia Dziękczynienia, musiała zorganizować przegląd samochodów prezydenta, przygotować mu przemowę konferencyjna, jak i tą, którą ma wygłosić w każdym domu dziecka. Po 4 godzinach zdjęła pod biurkiem buty i zamówiła kawę. Przemowy poszły jej najłatwiej- uwielbiała kłamać w imieniu prezydenta. W końcu za to jej płacono, a przy tym miała dobrą zabawę. Naglę zadzwonił telefon od jej sekretarki, była przekonana, że tamta zapomniała, jaką kawę chciała. Zdenerwowana podniosła słuchawkę:
-Czy ja nie prosiłam 10 minut temu o cappuccino?!
- Tak, Pani Watenberg, już ją niosę, ale są tutaj Panowie z banku do Pani.
Sofia z zaskoczenia zmarszczyła brwi:
- Wpuścić.
Po chwili otworzyły się drzwi, oczywiście poprzedzone wyuczonym przez sekretarkę trzykrotnym zapukaniem. Na początku kroczyła wysoka brunetka z kubkiem cappuccino, a za nią dwóch postawnych mężczyzn w garniturach
-Zostaw nas Samanto- powiedziała Sofia i po wyjściu sekretarki, zdecydowanie nakazała mężczyzną usiąść- Słucham?
- Będziemy się spieszyć. Doszły dzisiaj do nas papiery z banku o tym, że …
- Czy mogłabym najpierw zobaczyć, jakiś identyfikator?
- Oczywiście, proszę bardzo- mężczyzna z prawej wyciągnął plastikową plakietkę.
Sofia dyskretnie zerkając, powiedziała:
-Dobrze proszę mówić dalej.
- Doszły do nas dzisiaj papiery o nie spłaceniu przez Panią ogromnego długu zaciągniętego rok temu.
-Jakiego długu? O czym Pan mówi? Nie brałam żadnych kredytów.
Mężczyźni zaczęli się śmiać, ale mina Sofii, szybko przywołała ich do porządku.
- A więc tak- teraz mężczyzna z lewej chrząknął znacząco- Pani Kredyt wynosi 220 mln dolarów, oczywiście plus odsetki.
-Słucham?!- Sofia już poważnie zdenerwowana, założyła nogę na nogę i przysunęła się bliżej biurka.
- Na Pani nazwisko, rok temu, został zaciągnięty kredyt po hipotekę Pani sześciu hoteli i domu.
- To przecież niemożliwe. A gdzie, jakieś listy informujące o opóźnionej spłacie kredytu?! Gdzie cokolwiek? – Jej ręce zaczęły drżeć- Drodzy Panowie, naprawdę nie wiem, jak to się stało, ale ja nie zaciągałam żadnego kredytu, to jakieś oszustwo. Proszę mi pokazać dokumenty potwierdzające, zaciągnięcie kredytu w waszym banku.
Po chwili, na biurku wylądował plik dokumentów i co najgorsze z widocznym podpisem „Watenberg” :
-Czy to Pani podpis?
-Owszem, ale…
- W takim razie nie mamy, o czym rozmawiać. Co do listów informujących o opóźnionych wpłatach, proszę spojrzeć na stronę 6, tam zobowiązała się Pani do spłaty kredytu po roku, dokładnie dnia dzisiejszego. Dalej natomiast jej wzmianka, pod którą również się Pani podpisała, że jeśli Pani w dniu dzisiejszym do godziny 12, a mamy godzinę 14, nie wpłaci 220 mln dolarów plus odsetki na konto banku, zajmujemy Pani dom, samochody, oszczędności z Pani konta i sieć hoteli.
-Moment o samochodach i oszczędnościach nie było mowy, w Pana wcześniejszym tłumaczeniu!
-Strona 7, Droga Pani.
Sofii zrobiło się słabo, co tutaj się dzieję. W jej głowie buzowało tysiące myśli naraz.
Godzinę po wyjściu urzędników, siedziała w tym samym miejscu, z tą samą, przerażoną miną.
- Sofia?- Do gabinetu wszedł mężczyzna w błękitnej koszuli, rzecznik prasowy prezydenta.
- Słyszałeś już?
-Tak. Mam dla Ciebie wiadomość od prezydenta.
- Właśnie miałam do niego iść. Pomoże mi?
-Nie do końca. Powiedział, że masz dwie godziny na wyjaśnienie tej sprawy, inaczej masz opuścić miejsce pracy i zostawić u mnie przepustkę do Białego Domu.
-Żartujesz?
- Jeśli tak, to mam słabe poczucie humoru
- Boże! Jestem bankrutką!
- Jeśli chcesz to możesz pomieszkać w moim apartamencie na Manhattanie? Od kiedy kupiłem dom, stoi pusty.
- Nie to niemożliwe, po prostu wrócę do domu i na spokojnie to przemyśle.
-Chyba nie wrócisz. W telewizji właśnie jest relacja, z zajmowania Twojego domu przez bank z udziałem policji.
- Co?!
- No spójrz- mężczyzna złapał za pilota od telewizora stojącego w rogu.
-Nie! Nie chce na to patrzeć. Musze zadzwonić na policje i z nimi porozmawiać, zostaw mnie samą!
Drzwi zamknęły się z delikatnym stukotem. Sofia złapała za telefon. Jej pół godzinna rozmowa opierała się na tłumaczeniach policji, że nie brała żadnego kredytu i na ich ciągłej i tej samej odpowiedzi, że nie ma możliwości o pomyłce. Rzuciła wejściówkę na biurko i wyszła.
Po pół godzinie truchtem przemierzała Constitution Avenue w poszukiwaniu bankomatu. Gdy w końcu go znalazła dowiedziała się, że jej konto zostało już zlikwidowane wraz z pieniędzmi. Usiadła na przydrożnej ławce i rozpłakała się.
-Czemu płaczesz dziecinko? Ktoś Cię skrzywdził?- Zapytał siadając obok niej bezdomny, zajadając się suchym chlebem.
- Życie mnie skrzywdziło. Straciłam wszystko, dom, pieniądze, wszystko.
- Na pewno nie wszystko. A przyjaciele? Dziecinko niektórzy ludzie musza stracić wszystko, żeby później cieszyć się z najmniejszej rzeczy, jaką będą mieli.
- Ja już kiedyś nie miałam nic.
-Nic? Dach nad głową miałaś?
-No miałam.
- Włożyć do garnka miałaś, co?
-No tak, ale…
- Tyłek podcierałaś papierem, czy zeszłotygodniową gazetą, wyciągniętą ze śmietnika?
-Papierem, ale…
- No to wtedy też miałaś dużo- bezdomny wstał, gniotąc papier w ręku i pokazując go kobiecie- Wiesz, co to znaczy podcierać czymś takim tyłek? To katorga.
Bezdomny uśmiechając się, odszedł w kierunku fontanny, w której chyba chciał zażyć kąpieli.
Sofia wsiadła w autobus i podjechała pod swój dom. Widziała, jak wszystkie jej rzeczy są wywożone. Płakała i płakała, a kiedy wynieśli ostatnią lampę, wsiadła z powrotem w autobus i pojechała do apartamentu Toma.
- Nie będę tu mogła mieszkać cały czas. Co ja mam zrobić! Boże- Znowu się popłakała. Tak dawno nie płakała. Teraz wylewała łzy nad wszystkim. Nad tym, że nie ma gdzie mieszkać, że nie ma pracy i co najważniejsze nie ma, kto jej pomóc. Nie ma przyjaciół.
Siedząc o dziesiątej wieczorem na kanapie i zajadając lody, pierwszy raz od kilku godzin wzięła spokojny oddech. Rozległ się dzwonek do drzwi.
- Tom? Mam już się wyprowadzić?- Sofia stała w przedpokoju sparaliżowana.
-Nie, spokojnie- pogłaskał ją po ramieniu- Mam dla Ciebie propozycję. Lokalna gazeta potrzebuję prawnika do udzielania w specjalnej rubryce porad prawniczych. Jesteś zainteresowana?
Sofia, a do tej pory Pani Watenberg, stała jakby wylano na nią tonę cementu. Ona i gazeta? Przecież pracowała dla prezydenta? Ale w tym momencie inny fakt, zainteresował ją bardziej.
-Czemu Ty mi pomagasz?
-Bo mi Cię żal. Praca była dla Ciebie wszystkim, i to wszystko straciłaś. Tak czasem w życiu człowieka się dzieję i wtedy trzeba sobie pomagać.
- Ale my tak naprawdę się nie znamy.
- A czy musimy znać się tak jakoś super dobrze, żebym pomógł Ci znaleźć pracę i udzielił dachu nad głową?
Sofia już nie słuchała go dalej. Rzuciła mu się na szyję:
-Byłam okropna dla ludzi. Czułam się kimś lepszym, a teraz jestem nikim. Jak ja mogłam być taka okropna.
- Ludzie popełniają błędy. Może dzięki tej sprawie zaczniesz wszystko od nowa. Może będziesz normalnym człowiekiem i może nawet odzyskasz sumienie- Tom uśmiechnął się do jej załzawionych oczu.
-Byłam aż taką zołzą?
-Zdecydowanie zołzą nad zołzami!
Oboje wybuchnęli śmiechem. Tom zjadł u niej, a w sumie u siebie, kolację i poszedł, żegnając się ciepłym uściskiem. Sofia usiadła do przy telefonie i rozłożyła książkę telefoniczną. Zaczęła mruczeć sama do siebie:
- Francesca Modrigez, Modrigez, Moo…Jest!
-Halo?
-Francesca?
-Tak, a kto mówi?
-Pani Watenberg, to znaczy Sofia. Chciałam Cię przeprosić…
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bursztyn
Administrator



Dołączył: 12 Paź 2009
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 16:09, 21 Paź 2009    Temat postu:

Aniu, bardzo mnie zaciekawiło to opowidanie, czytałam jednym tchem i to przesłanie...Pozdrawiam:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mgiełka
Gość






PostWysłany: Wto 11:11, 27 Paź 2009    Temat postu:

.....Twoje drugie opowiadanie ma piękne przesłanie....Magnolio jesteś stworzona do pisania opowiadań....świetnie
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dziadek




Dołączył: 13 Paź 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 15:05, 27 Paź 2009    Temat postu:

czyta się lekko czyli napisane zręcznie. Lubię takie opowiastki. pozdrawiam, janusz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.poezjaliryczna.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin