Forum www.poezjaliryczna.fora.pl Strona Główna www.poezjaliryczna.fora.pl
Portal poezji lirycznej
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

To jeszcze raz ja...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.poezjaliryczna.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Waldemar Kubas




Dołączył: 02 Gru 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pią 15:06, 18 Gru 2009    Temat postu: To jeszcze raz ja...

TO JESZCZE RAZ JA...




To jeszcze raz ja, poborca podatkowy. Ale nie lękajcie się, nie trwóżcie. Skóry z was nie zedrę. Skasuję ile przewiduje ustawa, nie więcej niż mi zalegacie z opłatą po uwzględnieniu odsetek. I pójdę dalej.

Chwalić Boga wasza wioska na wyżynie. Ale nam co się narobiło biedy! Cośmy przeżyli, ileśmy mieli nieszczęścia! A czy to na tym koniec?! Bóg raczy wiedzieć. Pół gminy było pod wodą. Zatopiona szkoła w Laskowicach i Porębie, kościół w Dolnej i na Zalesiu, gospoda w Jaszowicach. Zalało też gorzelnię w Leśnej. Ach mówię wam, że czasem człowiekowi to się nie chce wcale żyć! Co prawda wisicie z długiem, i nikt was nie zwolni. Ale cieszcie się i dziękujcie Bogu, że was ominęło. Chyba byście nie chcieli być w skórze powodzian i czekać na dary i zmiłowanie boskie?!

Powiadają niektórzy, że to nic tylko kara boska. Ale ja się pytam, za co?! Mało to się człowiek w życiu naharuje, nazabiega, urobi ręce aż po łokcie, żeby jakoś żyć?!... A skąd się wzięło, powiedzcie mi, tyle tej wody? Przecież to ani deszczów takich nie było, ani tak nie lało umorem, jak to czasem potrafi bez przerwy przez trzy i cztery tygodnie, a powodzi, Bogu dzięki, nie ma. Staremu Garbarczykowi pół domu urwało. Leśniakom obora popłynęła z wodą. Tyle co zdążyli spuścić z łańcuchów bydło. U Stasiaków żywioł wypłukał z chlewów świnie. Mówię wam istny potop! To, co oni pokazują w telewizji, to pluna. Kury, gęsi, kaczki, świnie, konie i krowy, wszelkie stworzenie płynęło z wodą, jakby się rozbiła arka Noego. Pola zalane, domy zatopione, dorobek całego życia zmarnowany. Całe zbiory tegoroczne poszły. W tych domach, co się oparły powodzi i stoją, strach mieszkać. Tyle wam powiem, że wszystkie te kataklizmy i powodzie musiały nawiedzać świat odkąd ludzie zamieszkują ziemię. Nie na darmo już nasi przodkowie śpiewali w kościele ową przebłagalną suplikację: Od powietrza, wody i ognia wybaw nas Panie! Że nie wspomnę o potopie biblijnym.

Ano, nie było mnie długo, bo też miałem swoje nieszczęście. Ale Bogu dzięki wyszedłem cało z opresji. I do pracy, chwalić Boga, wróciłem. Szczęście boskie, że wszystko u mnie odbyło się jeszcze przed powodzią. No i moje kłopoty i nieszczęście wobec tego, co doświadczyli inni, to zaledwie kropla w morzu. Nie godzi się nawet o tym napomykać. Wróciłem na posadę, ale od kogo teraz brać podatek, jak pół gminy wyłączone z opłat. Co ja teraz uzbieram, powiedzcie mi. Od jednych wypadałoby pewnie inkasować, a drugim przynosić w formie doraźnej zapomogi. Nie wiem wam powiedzieć, jak te sprawy ustali ostatecznie gmina. Ja dziękuję Bogu, że mam zajęcie i nie muszę chodzić po prośbie. A mogło być różnie! Gdyby nie nasz nowy ksiądz Ornat, to Bóg raczy wiedzieć, co by ze mną było. Czy same chłopy by się dorozumiały, na co trzeba wpadły. Jak przebywałem w szpitalu wygłosił piękne kazanie. Ludziska mieli łzy w oczach, niektórzy głośno płakali – opowiadała mi potem moja Józka. Nasz proboszcz wołał i grzmiał z ambony: „Chłopaście pogrążyli w biedzie, utopili w wódce, o rozum przyszedł nieszczęśnik, przebywa w zamkniętej lecznicy. A teraz znikąd ni krzty pomocy dla ślubnej żony, dzieci, i jego biedaka samego. Krwiopijcy jesteście i szakale!”

Nie upłynęło jakby trzy dni od niedzielnego kazania, jak chłopy we wsi się skrzyknęły, zrobiły składkę, i przyszły do mojej Józki z pomocą. Mało tego, delegacja co bardziej obrotnych w gębie chłopów pojechała do sądu powiatowego. Nie wiem co tam radzili, co ustalali. Nie moja w tym głowa, nie moja sprawa. Później, jak mnie odwiedzili w lecznicy, ta sama delegacja chłopów poszła następnie do doktorów. Siedzieli tam dobre trzy kwadranse. Nie powiem wam co mówili, nad czym debatowali, bo mnie przy tym nie było, ale jak już wyszli z gabinetu lekarskiego to mi tylko szepnęli na ucho, nie denerwuj się Czesiek, przechodź spokojnie kurację jak do tej pory, i bądź dobrej myśli. No i Bóg dał, że niebawem opuściłem szpital. Krzesimir Morawiec, jak wam opowiadałem ostatnim razem, jeszcze został. No, ale z nim było niedobrze, ciężko.

Ach, widzicie, cośmy się dowiedzieli we wsi. Zmarł jego wuj, Oskar, brat ojca. Ten co to całe lata derektorował w Bielsku w fabryce wódek. Z naszej wioski na pogrzeb pojechał brat Stanisław z synem, wnuczka Blanków, świętej pamięci teściów zmarłego, a także młoda Szubertka, wdowa po Jaśku Korwinie.

Wyście jeszcze młodzi to więc pewnie nie wiecie, że Oskar Morawiec nie przesypiał gruszek w popiele. Ja tamte czasy znam też tylko z tego, co mi ojciec kiedyś opowiadał. I tak historia drogą ustną przechodzi z ojca na syna, ze starszych na młodszych. Wiedzcie zatem, że zmarły Morawiec, zaraz po wojnie na Ziemiach Zachodnich, był jednym z przedstawicieli samozwańczej władzy ludowej. W naszej gminie należał do tych właśnie pionierów, jak ich z ruska nazywano, którzy tworzyli nowe oblicze ojczyzny, powojenny ład i porządek. Co starsi obywatele pamiętają jeszcze jak z radziecką pepeszą przewieszoną przez ramię, u boku hardego Zaporożca, prowodyra, jeździł po wsiach amerykańskim frontowym dżipem i agitował na rzecz tamtego historycznego „trzy razy tak”. Kilka lat później, w nieco rozszerzonym składzie agitatorów objeżdżał okoliczne wsie, odbierał chłopom ziemię nadaną im z mocy wcześniejszego dekretu tej samej władzy, i zakładał kołchozy. Wtedy to nie pogodzony z nowym porządkiem rzeczy jego własny ojciec zwariował. Jednak nie zrażony przeciwnościami losu i szemraniem ludu, Oskar, piął się nader szybko po drabinie awansu społecznego. Już jako przewodniczący gminnej rady narodowej ożenił się z córką Blanków, repatriantów z Belgii, którzy w okresie międzywojennym musieli opuścić kraj w poszukiwaniu chleba. Aktywna, wzorowa działalność w szeregach partii i na niwie społecznej pozwoliła Oskarowi Morawcowi wnet objąć odpowiedzialne stanowisko derektora fabryki wódek. Wtenczas urodzili się dwaj pierwsi synowie. Ale pierworodny przyszedł na świat z widocznym szwankiem na umyśle. Ludzie z wioski mówili, że zrobili go po pijanemu. Drugi bez widocznych braków był całkiem podobny do matki Moniki. Nazwali go jakoś po belgijsku czy flamandsku Armand. Monika na każde wakacje przyjeżdżała z synami do naszej wioski, przybywała tu do swoich rodziców. Byłem wtedy sztubakiem, ale pamiętam, że podobała mi się ta młoda kobieta o jasnych blond włosach. Jakoś tak dziwnie po francusku wymawiała „r”. W jej świeżych różowych ustach każde słowo zabarwiało się tym mocnym, gardłowym „r”. Potem za siedem lat po Armandzie był jeszcze Czarek. Ten ostatecznie miał być pociechą i podporą rodziców w starości. Z niego też doczekali się wnuczki, która w tamtym schyłkowym okresie była całym światem zwłaszcza dla dziadka Oskara. Armand nie miał jeszcze dwudziestu lat, jak popełnił samobójstwo. Przedawkował tabletki nasenne. Ludzie opowiadali, że tam w Bielsku zakochał się nieszczęśliwie w jakiejś płochej dziewusze. Wedle tego com słyszał, miała to być źle strzeżona córka jednego z miejscowych kacyków.

Na stanowisku derektora Oskar Morawiec utrzymał się aż do swojego przejścia na emeryturę. Przeszedł na nią ze wszystkimi, wcześniej uzyskanymi, najważniejszymi odznaczeniami partyjnymi i państwowymi. Jednak na krótko przed jego odejściem prokuratura w fabryce wywęszyła aferę alkoholową. Derektora zamknęli w pierwszej kolejności, na samym początku śledztwa. W więzieniu spędził dziewięć miesięcy. Prokurator nie udowodnił mu jednak winy i w końcu został zwolniony i zrehabilitowany. Z ruchem solidarnościowym zwąchał się, gdy był już na emeryturze. Wtedy to w agendach miejscowej „Solidarności” po raz pierwszy wyjawił swoją wojenną przeszłość. Jednak dopiero w czasie pogrzebu odsłonięto ostatecznie całą prawdę i rodzina bliższa i dalsza, jak również wszyscy znajomi nieboszczyka dowiedzieli się ku niejakiemu zaskoczeniu, że świętej pamięci Oskar podczas okupacji niemieckiej działał w ruchu oporu i był aktywnym członkiem Armii Krajowej. Wysadził wtedy trzy mosty o ważnym znaczeniu strategicznym i był autorem kilku drobniejszych sabotaży w niemieckich fabrykach broni. Wiekopomne te czyny ujawnił dla potomnych jego towarzysz broni, oficer miejscowej komórki AK. Głos mu drżał ze wzruszenia, gdy swoją mowę pogrzebową wygłaszał nad trumną swojego przyjaciela z czasu wojny. Został zatem Oskar Morawiec pochowany jako bohater, ze wszystkimi należnymi honorami związkowej „Solidarności” oraz odrodzonej po latach pogardy i poniżenia Armii Krajowej, jego pierwszej i właściwej orientacji polityczno-patriotycznej. W uznaniu zasług – chwalił się później Stanisław Morawiec, gdy wrócił z pogrzebu brata – jakie zmarły położył na niwie Kościoła rzymskokatolickiego, i podobnie wysoko oceniając jego niezłomną, godną prawdziwego chrześcijanina postawę, nie tylko na uroczystych, bogoojczyźnianych zgromadzeniach, ale właśnie każdego dnia i na każdym posterunku w tak zwanym świecie, ksiądz proboszcz nazwał nieboszczyka „prawdziwym żołnierzem zwycięskiego Chrystusa”. Wszyscy ludzie płakali.

Kondukt pogrzebowy przeszedł ulicami Bielska przez całe miasto. Pół Bielska szło w kondukcie, a drugie pół patrzało i podziwiało. Bez przerwy przygrywały na zmianę dwie orkiestry. Jedna strażacka, a druga kolejarzy. Tuż za trumną szła żona zmarłego, cała w czerni i z twarzą ukrytą za gęstą czarną woalką. Prowadził ją pod rękę słaby na umyśle najstarszy syn. Trzy kroki za nimi szedł drugi syn wraz ze swoją żoną. A następnie bracia i siostry zmarłego, i dalsza rodzina oraz przyjaciele i znajomi.

I tak wyglądał pogrzeb. Sami widzicie, tu człowiek żyje, a za chwilę trza się zabierać ze świata i mają go już najwyżej za bohatera. Chociaż stary Flis z naszej wioski na ten przykład twierdzi, że cała ta sprawa z wysadzonymi mostami, sabotażem i Armią Krajową, to jedno wielkie oszukaństwo. Że AK-owcy są już na wymarciu i chętnie tworzą swoiste mistyfikacje, legendy, kreują nowych bohaterów, próbując w ten sposób oszukać swój czas i osiągnąć jakoby nieśmiertelność. Ale nie wiem wam powiedzieć, gdzie leży prawda.



Tak czy owak, co by nie powiedzieć, życie toczy się dalej, i Agnieszka od Dyrdy już chodzi z brzuchem. Na Boże Narodzenie szykują wesele. Muszą się spieszyć, uwijać, dopóki jeszcze nie widać zanadto. Bo by proboszcz Ornat przegnał pannę młodą od ołtarza. Mówił mi młody Biedroń, że narzeczony już gromadzi w piwnicy zapasy gorzały. Tak patrzę i widzę, że urodziwa ta wasza Justynka, że hej! Też by się jej pomału przydał jaki przystojny i bogaty kawaler. Oj, żeby to człowiek był młody i miał ten rozum co dziś! Mojej Emilce też już się podobają chłopcy. Ślepy by dojrzał jak się okrywa rumieńcem, gdy jaki do niej przemówi. Bo jeżeli idzie o chłopaka, to ta łajza już dawno ugania do gospody i pije na równi z chłopami. Opowiadał mi właśnie, że stary Biedroń w ostatnią niedzielę wygłosił w gospodzie swoje noworoczne orędzie. Oznajmił wszem i wobec, że tak naprawdę to żyć warto najwyżej do trzydziestki. Potem, to się żyje bo żyje, bo nie ma specjalnie innego wyjścia. On gdyby wiedział jak to pójdzie, potoczy się dalej, to już w młodości by sobie palnął w łeb, albo zapił się na śmierć. Siedzieli z nim, pili i słyszeli na własne uszy Zimorodek, Wojtas i mój chłopak. Powiecie może, że pijak i rozum mu odebrało. I poniekąd będziecie mieli słuszność. Ale z drugiej strony powiem wam, że z racji swojej służby na stanowisku poborcy podatkowego znam trochę ludzi. I myślę sobie, że gdyby tak w naszej wiosce, a nawet całej gminie zrobić prawdziwie wolne referendum, i gdyby nie mieszał się do tego Kościół, to nie wiem czy zwolennicy dłuższego życia niż to, jakie wyznaczył stary Biedroń, byliby w większości.

Martynę Zawistowską Bogu dzięki odratowali po tym jak się truła z powodu Bogdana. Taka ładna dziewucha i powiedzcie mi, czy wart jej ten wymoczek i moczymorda, Bogdan Marcinów? Oj życie, życie, zwariowane życie! Marcjana Morawca znowuż wzięli do Branic. To już chyba czwarty raz.

Natomiast Krzesimir jest na wolności. Widział go stary Skrzetuski jak był ostatnio w metropolii. Napatoczył się na niego na Dworcu Centralnym. Stał w holu dworca i wygłaszał kazanie do rzeszy podróżnych. Mówił mniej więcej to samo, co usłyszeć możecie w kościele. Że życie jest podróżą i wszyscy jesteśmy pielgrzymami. Inaczej było tylko jakby to, że on uwzględniał środki transportu i wołał, że niezależnie od tego, w jakim by się kto nie udawał kierunku, jakim pociągiem, autobusem bądź tramwajem, to i tak zmierza do ojczyzny niebieskiej, i prędzej czy później do niej dotrze i zostanie przyjęty. Z jego nauczania wynikało, że po śmierci wszyscy, grzesznicy na równi ze sprawiedliwymi zostają zbawieni. Wszystkim udającym się w podróż odpuszczał grzechy i wszystkich odprawiał znakiem krzyża świętego. Błogosławieni cisi i ci – wołał do nieustannie odnawiającej się ciżby ludzkiej – których droga daleka i mają do przebycia jeszcze wiele stacji, choćby ich stacje były stacjami męki. Później będzie już tylko zapomnienie.

Stary Skrzetuski przystanął i przez chwilę bił się z myślami, czy nie podejść i nie przywitać się z ziomkiem. Ale ostatecznie pomyślał, że nie będzie sobie robił wstydu.

No tak, my tu gadu-gadu, a czas ucieka. To nie wiem czy chcecie dziś uregulować, czy innym razem, bo muszę spieszyć dalej. Mam jeszcze na dzisiaj sporo chałup do obejścia.

Aha, widzicie, bym wam zapomniał powiedzieć. Mieliśmy we wsi pogrzeb. Starej Raczkuli się zmarło. No wiecie, ta co tak pięknie umiała pisać. Na Przemienienie Pańskie ją chowaliśmy. Ludziska z dalekich wiosek poprzychodzili, przynieśli kwiaty, szarfy, wieńce. Miała piękny pogrzeb. Do osiemdziesięciu dziewięciu lat brakło jej dwa miesiące. Przeżyła swojego starego o dobrych dwadzieścia pięć lat, dwóch synów – jeden z nich się powiesił – i córkę. Żyje jeszcze najmłodszy.


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bursztyn
Administrator



Dołączył: 12 Paź 2009
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:29, 20 Gru 2009    Temat postu:

A Matko! Śmiałam się, wyobrażałam sobie,że słyszę to co czytam, jakby Pawlak i Kargul, mówili do mnie. Podoba mi się.GratulujęSmile)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Waldemar Kubas




Dołączył: 02 Gru 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Nie 16:10, 20 Gru 2009    Temat postu:

Rad jestem, że się podobało i wywołało szczery śmiech...

Bardzo dziękuję za tak ciepłe przyjecie. Kłaniam się Bursztynku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
czcionka




Dołączył: 19 Paź 2009
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:46, 29 Gru 2009    Temat postu:

Rozbudowany tekst, zabawny, zaciekawia...i o to chodzi. Gratuluję.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Waldemar Kubas




Dołączył: 02 Gru 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 11:10, 30 Gru 2009    Temat postu:

Bardzo dziękuję Czcionko za miłe słowa. Cieszę się, że tekst zaciekawił, a nawet wydał się zabawny.

Pozdrawiam z uśmiechem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.poezjaliryczna.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin