Forum www.poezjaliryczna.fora.pl Strona Główna www.poezjaliryczna.fora.pl
Portal poezji lirycznej
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Satyra o kumplu Świecie i poecie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.poezjaliryczna.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
samograjek




Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: London

PostWysłany: Pon 19:43, 25 Sty 2010    Temat postu: Satyra o kumplu Świecie i poecie

Coś, co wyrwało mnie z odrętwienia, nazywanego powszechnie snem, i zmusiło do rozerwania powiek, nie było, bynajmniej atomowym holocaustem z marzeń towarzysza Chruszczowa. Rzęsy, jakże długie, teraz przedstawiające sobą obraz zaschniętego w olejnej farbie pędzla, prosiły się wręcz o tarcie pięściami... Tarłem więc i tarłem, i powoli, z wielkim trudem uświadamiałem sobie, że widzę.
-A! Witam cię Świecie!- Zaskomlałem, jak psiak po dostaniu dwóch kiji.
-Witaj. Witaj marnotrawco swojego żywota.- Rubasznie odrzekł Świat, wierzchem dłoni przecierając swoją gębę z olbrzymimi, sumiastymi wąsiskami. Powszechnie było wiadomo, że jest ponoć stary, a i on w rzeczy samej, nie dementował tych pogłosek.
-Zatem kolejny raz mam wstać i iść do przodu?- Spytałem, przeciągając się leniwie tak, że wszystkie kości w kręgosłupie mogłem policzyć, za wyjątkiem tych ogonowych.
-A ty cały czas myślisz, że ci mama nosek i tyłek podcierać będzie?- Świat znany z tego, że klepie często bzdury, i szybko się unosi.- Że koledzy postawią za ciebie nóżki? Nie ma tak łatwo. Bruce Lee już nie podskoczy, Koziołek Matołek nie popcha. Kolej Transsyberyjska nie weźmie na gapę!- Skończył, i widać było po nim, że to ja, w jego mniemaniu, jestem winien tylu słów...
- Tak! Tak. Statua Wolności też mi pokazała międzynarodowy znak przyjaźni!* - Odrzekłem pojednawczo.
Przeciągnąłem się jeszcze raz, tym razem nie słuchając kości, ślepymi stopami poszukałem kapci, złapałem się ich obunóż i powolnym krokiem, w pozycji katorżnika powlokłem się do łazienki. Tam odkręciłem kran, z którego popłynęła miła dla ucha, skoczna melodia w stylu New Age.
- Za zimna!- Stwierdziłem zanurzając koniuszek paznokcia. Niechcący uniosłem głowę do wysokości, na której często w innych domach wisieć powinno lustro. Co za pech. U mnie też wisiało...
- O Boże!- Wyrwało mi się niechcący, kiedy tam pokazał się jakiś facet.
- Czego?- Usłyszałem głos z megafonu zainstalowanego pod sufitem.
- Nic, nic. Tak mi się wymksnęło.- Szybko odpowiedziałem.
- O.K. Bez odbioru!- Głos zamilkł i słychać było jeszcze tylko dźwięk wyłączanego klawisza. Potem nastał w głośniku monotonny szum eteru.
-„ Szybki jest skubany.”- Pomyślałem podnosząc szczoteczkę najeżoną włosami i oblepioną pastą. Wbiłem się w nią moimi pozostałościami w zgryzie i dosyć szybko stwierdziłem, że trzepię po próżnicy.
- Która to może być godzina, siódma?- Wysepleniłem do siebie, mając buzię pełną piany.
- Już minęłam, bo goni mnie następna!- Usłyszałem zasapaną.
- Nie spiesz się tak!- Zawołałem rozpluwając całą pianę na gostku z tamtej strony lustra.
-To ty się pośpiesz, bo ciebie czas goni!- Zdążyła jeszcze zawołać i tyle ją widziałem.
Nie myliła się. Na zrobienie śniadanka została mi kwadra do następnej.
- O kurczę! Jak ten czas leci?- Zawołałem, widząc go na horyzoncie...
- Spokojnie. Zdążysz.- Świat za okienną szybą, powyklejaną przeze mnie, w różowe trójkąciki, uśmiechał się przyjaźnie.- Przecież ty się do nikąd nie spieszysz. Nic nie masz do roboty, chyba, że szukanie pracy... A u ciebie z tym też jest na bakier. Siedzisz całymi dniami w domu. – Ciągnął swój monolog, a ja pomyślałem, że jak mu nie przerwę, zanudzę się na Śmierć.
- Ty mnie tu nie wzywaj... Na daremno!- Ta ostatnia wychyliła się zza ściany i zaraz schowała. Tak. Ona zawsze zjawia się nie proszona.
- Jak to ja nie pracuję, przecież piszę.- Wtrąciłem mimochodem.
- Tak. Tak. Piszesz. I tylko ty to czytasz...- Świat się zaczął naigrywać. (Robił to z resztą zawsze za moimi plecami.)- Żebyś jeszcze, co mądrego napisał, a ty tylko wiersze i książki. I książki, i wiersze. Tylko na to cię stać?- Zapytał patrząc w moje oczy.
-Ale to jest dobre.- Oponowałem.
- Ale tylko ty to wiesz!- Odciął się złośliwie i wcisnął mi do ust łyżeczkę z kolejnym, sporym kawałkiem rozumu... Tu też był cwany! Nie nakarmił nigdy do końca, zostawiając mój własny rozumek w słoju na górnej półce, że go nigdy dosięgnąć nie mogłem.
- Teraz, skoro już zmądrzałeś, idź, pokłonić się ludziom.- Zasugerował dobitnie.
- „Też mi coś, nawet nie wiem, komu?”- Pomyślałem zrozpaczony, ale przecież nie mogę się odwrócić od Świata, bo on uczyniłby to samo.


Na początek, może,żeby poćwiczyć, wyszedłem na balkon i zacząłem się rozglądać, komu mógłbym pierwszemu złożyć pokłon. Jak na zamówienie z pobliskiego śmietnika cywilizacji wypłynęła, odziana w szaty, które jeszcze w poprzednim ćwierćwieczu wyszły z mody i już do niej nie powróciły, kobiecina. Ona to, na pierwszy rzut oka, a rzucam dosyć celnie, wyglądała, jakby za nią już były pierwsze młodości, kolejne, następne z resztą też. Twarz zarumieniona. Wzrok wbity w ziemię, chyba kafarem, cera fakturą zbliżona do jabłuszka... Zeszłorocznego...
- Witam. Witam! Panią szanowną!- Zacząłem, aby zwrócić na siebie uwagę.- Jak tam zdróweńko dopisuje?- Zagadnąłem.
- Ach, tam!- Żachnęła się.- Z nosa leci, w gardle sucho, a szmat i makulatury, jak na lekarstwo.- Odpowiedziała, nawet nie spoglądając, kto do niej zagaduje.
- Ale to już się epoka zmieniła, miła pani.- Zacząłem pouczać, czując się w moralnym obowiązku.- Teraz to się już pani szmatkami i papierkiem nie naje...
- A czymś muszę!- Urwała w pół słowa i wreszcie uniosła głowę, aby przyjrzeć się swojemu rozmówcy...- A tego patrzcie! Polityk, psia jego krew. Pieniędzy w bankach, żona na zachodzie, a on se z gołą dupą ludziom w głowach gadaniem zawraca. Już normalnie pracować nie można, bo człowieka na ulicy zboczeńcy zaczepiają.- Podniosła głos w nadziei, że nie tylko ja ją usłyszę.
- „Co ona pieprzy? - Pomyślałem speszony, mimowolnie wchodząc do chałupy i zamykając na wszelki wypadek drzwi balkonowe.- Banki znam tylko z zewnętrznej fasady, pieniędzy w nich nie mam tym bardziej, bo i po co? A gdybym nawet posiadał, to żona, którą na szczęście też nie dysponuję, wszystkie by zabrała...- Wyliczałem w myślach.- Co ona pieprzy? Z moim czasem wolnym, to ja politykiem zostać nie mogę, bo oni mają go więcej... Co jeszcze? Że z gołą dupą? A to przepraszam, z tym się zgodzę...
Teraz trochę bardziej speszony zacząłem się rozglądać po pokoiku za czymś, co by mogło naprawić ten mankament.
- Spodnie. Dobre stare dżinsy, zmięte na łóżku.- Zacząłem wyliczać.- Majtki wyprane i wykrochmalone, wyprasowane na kant, leżeć powinny w dolnej szufladzie szafki, w przybytku zwanym łazienką. Są. O kurde, chyba za dużo krochmalu... Skarpetki po ostatnim grzybobraniu, powinny stać koło obuwia w przedpokoju. Stoją i jedne i drugie, jak ładnie?... Reszty tego ubioru dopełni w zupełności koszulka i gruby, wełniany sweter, o wzorze dziwnym takim, że tylko moja siostra mogłaby wymyślić...- Dokończyłem wyliczanie.
- Spójrz Boże, i przyznaj, że jestem gotów i wspaniały!- Zaintonowałem.
I znowu nie wiedzieć, jakich łączy używa, z megafonu pod sufitem usłyszałem głos o basowym zabarwieniu, z lekka poirytowany:
- Ty wreszcie Ciapkiewicz, prosisz o coś, czy nie. A jak nie, to się nie chwal.- Powiedział.
- Mówię ino, że jestem gotów do nowych wyzwań.- Zaskomlałem...
- No to spadaj!- Odparł rozdrażniony.- A stój jeszcze! Formułka!
- No tak. I w imię...- Zacząłem, rozmyślając przy okazji.
-„Zawsze formułka, a ja nigdy nie wiem, w której z tych trzech postaci przemawia w danej chwili. Nie mógłby się przedstawiać: Bóg jeden. Bóg dwa i Alien?”
- No to spadam!- Rzekłem skruszony i wyszedłem z mieszkania zamykając je na trzy zamki, wcześniej wkładając karteczkę z informacją, dla każdego chętnego do jej przeczytania, że powrócę, może za cztery godziny, a klucze zapasowe do mojego przybytku, znajdują się piętro niżej, u sąsiadki, pani Pieńkowskiej. Przecież wiedziałem, że nawet gdyby ktoś do niej zastukał, i tak mu nie otworzy, z jednego powodu. Jest głucha jak pień, nawet okorowany... Wszyscy sąsiedzi w klatce to wiedzą, ale goście nie muszą. Kto by mnie z resztą chciał odwiedzić? Starego kawalera po trzydziestym piątym roku życia, któremu nawet szczur z nudów zdechł, a karaluchy z głodu.


Wychodzę więc ja na ulicę , i jakby los się ode mnie odwrócił, wyrżnąłem orła, aż się ten zdziwił...
- Też coś, tak bez zapowiedzi?- Wykrakał...
- O przepraszam! To pewnie znowu sznurówki.- Odparłem rozcierając kolana.
Spojrzałem na nieszczęsne i... O! Jak wesoło. Żadna ze sznurówek nie zawiązana na kokardkę, tańczy sobie w te i we w te.
- Złap nas, złap nas. – Naśmiewają się ze mnie biednego...
- Tak was złapię, tak zawiążę, że aż się supełki zacisną.- Wyszczerzyłem ząbki w obłąkańczym uśmiechu.
Jakiś chłopczyk w tym momencie, kulturalnie prowadzony za rękę, z pyzatą buzią umorusaną lodami, zaczął krzyczeć, śmiejąc się od ucha do ucha. Dobrze, że uszy miał duże, to się chociaż uśmiech miał gdzie zatrzymać.
-Tata. Tata! Popatrz, taki duży, a ja lepiej wiążę kokardki od niego, nie?- Piszczał z przejęciem.- Jak taki nie umialski, to niech mu mama kupi na rzepy, prawda?- Hichrał i hichrał.
-No patrz synku, ale ten pan sam wiąże sobie buty.- Spostrzegł moje męki tatusiek szkraba.
- Ale jedną sznurówkę ma dłuższą, a drugą krótszą. – No, nie dawał za wygraną...
- Piotrusiu, ten pan wie, co robi.- Zirytował się w końcu tatko berbecia i zrobił z niego chorągiewkę, ciągnąc na drugą stronę ulicy.
-Mądry, co? Pan wie, co robi. A tyle wie... Wszystko mu się fajdoli przez to „spadaj”. – Mamrotałem pod nosem. Próbując uporać się z supłami gordyjskimi.
Udało się. Ostrożnie, trzymając się jeszcze framugi, podniosłem na powrót swoją udziwnioną postać do pozycji pionowej. Rozejrzałem się na lewo i na prawo, i jeszcze raz na lewo, skąd powiało optymizmem, i nie spiesznym wreszcie krokiem ruszyłem przed siebie. Wcale się nie przejmując, że mnie własne sznurówki bezustannie próbowały wyprzedzić, i bijąc się z kolejnymi myślami dotyczącymi egzystecjonalizmu, tak, że aż im lima ponabijałem, gdzie one nie były wcale dłużne, doszedłem wreszcie do skrzyżowania. Tu oczywiście spotkał mnie dylemat i poklepując po ramieniu, zaczął się dopytywać.
-Co? Poszłoby się gdzieś, prawda? W prawo, do portu, w lewo, osiedle parterowe, a na wprost Centrum? – Spojrzał spode łba.- To może jednak powrót?
- Może jednak centrum?- Spytałem kolegi i mimochodem wszedłem na jezdnię, główną arterię tegoż miasta...- Człowiek światowy bywać powinien, bez wychylania się zbytniego, w miejscach, z którymi będą go utożsamiać.


- A pan szanowny ,to do nas nie zajrzy?- Kelner z pobliskiej restauracji kiwnął ręką na powitanie.
Wielki taki jakiś i szeroki w barach, że go każdy mylić z bramkarzem nie omieszkał... Oczy skoszone, włosy na głowie, i dlaczego nigdzie dalej, że z facjaty , dzieciak. Miły ten jegomość, mający jedyny minusik na swojej powierzchowności w postaci przyklejonego wąsika, co by se latek dołożyć... Jak tu takiemu nie odpowiedzieć.
- A może później?- Odparłem pytankiem wydobytym z zaciśniętej krtani.- Przecież zawsze jak wchodzę, to pamiętam, a wyjścia nigdy. A po ostatnim Pawiu, co go wypuściłem i do mnie nie powrócił, nie wiem nawet, czy wypada?
- Wypada, wypada!- Zaśmiał się tamten.- Sprzątanie wliczone do każdziutkiego piwka.- Skwitował.
- „A to teraz wiem, dlaczego mi się drobne nie zgadzały po kieszeniach, lamentując, że i grube powywiewało.”- Uderzyła mnie myśl, że aż czerwienią się oblałem.
Odrzekłem więc, czym prędzej, aby nie męczyć myśleniem rozmówcy.
- To jak tylko pobiegam po mieście, powrócę i tutaj odpocznę.
Kolejne spostrzeżenie, jakie mnie się nasunęło, zasłaniając całokształt chwilowego dorobku myślowego, było z goła odmienne:
- A swoją drogą, będę musiał poszukać innego miejsca pomrocznego, bo kufel tutaj ze sprzątaniem wliczonym, droższy jest, niż befsztyk w Sobieskim... Oj Świecie, Świecie. Gdzie się podziały?..
- Ciapkiewicz!- Świat miał minę na wskroś oburzoną. – Mówiłem, żeś kiepskawy dnia tego, a ty teraz cytatujesz mnie tu?- Zagrzmiał.


- Przecież miałem iść pokłaniać się ludziom?- Zdołałem szczeknąć, zmiażdżony jego wzrokiem.
- To szukaj tych, którym się kłaniać wypada, bo już dawno bankiet życia się rozpoczął, a tyś opóźniony!- Świat, jako jedyny, oprócz Radio W... , twierdził, że zna przepis na wszystkie bolączki podobnych do mnie myślicieli.

Tak. Droga, która mnie prowadziła przed siebie, miała w zamyśle własnym skierować tam, gdzie już tylko literat nie szaleje... Każdy czegoś szuka, za czymś dąży, a więc i mnie rwało do życia, do miejsca swojego...
Poobijany cały od kłębiących się myśli przystanąłem na Rynku. Rozejrzałem się, komu wypadałoby się pokłonić, i zwątpiłem.
-Świecie. Świecie... Już się ciebie nie boję. Wszędzie, z każdej strony jesteś taki sam.- Szeptałem.
- Mów, cię słucham...- Teraz ten spojrzał łaskawszym wzrokiem.
- Kłaniam się ludziom, wedle twego przykazu, jakkolwiek długo i często to czynię, bez skutku... Spojrzyj ty na innych tak samo , jak na poetów. Ja nie jestem zdolny do wiecznego schylania. Kłaniam się wszystkim i z takim skutkiem, że nie odkłonił się jeszcze żaden. Wiem już, kim jestem i wiem, gdzie jestem. – Szeptałem marząc, abym mógł do końca myśl tą jedyną ułapić.- Gdziekolwiek na ciebie patrzę, odnajduję... Spojrzę tu , co widzę? Ludzie szarzy z ubioru, niebo zachmurzone z przelotnymi burzawkami, kapelusze szukające umysłów swoich panów, to jest miejsce o którym każdy marzył, śnił, i twierdził, że tu się spełni... Świecie! Nie jesteś już taki straszny. Jak kazałeś się kłaniać, to nie z uprzejmości. Prawda? Tutaj każdy się kłania, zawsze, oczekując czegoś w zamian. A ja czego miałem pragnąć?
- Odkrycia samego siebie...- Rzekł Świat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
samograjek




Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: London

PostWysłany: Pon 19:47, 25 Sty 2010    Temat postu: Info... Krótkie, acz treściwe

Dario!
Ty poznałaś ten tekst już wcześniej, ale nie jest on taki grzeczny jednak, w niektórych wypowiedziach...
Mam tylko do innych prośbę wielką- potraktujcie go trochę z przymrożeniem oka, nie biorąc dosadnie słów tu używanych. One są tylko wisienką na torcie Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.poezjaliryczna.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin